Pytania – i co dalej?
Przełomów w tych sprawach miało już być kilka. Wydawało się, że będzie nim wyrok TSUE C-260/18 w sprawie państwa Dziubaków. Tak się jednak nie stało. Pozostaje więc składanie wniosków do sądów o odwieszenie postępowań, zawieszonych na czas procedowania przez Sąd Najwyższy. Sądy zaś powinny jak najszybciej wrócić do orzekania bez oglądania się na innych. Czy tak będzie, pokaże czas. Tym bardziej że Sąd Najwyższy dał już odpowiedź w sprawie skutków nieważności oraz problemu przedawnienia o mocy zasady prawnej w uchwale siedmiu sędziów Sądu Najwyższego z maja 2021 (syg. III CZP6/21). Pozostaje nierozstrzygnięta sprawa wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, ale tych spraw jest jeszcze stosunkowo niewiele, a pierwsze tego typu powództwa banków są oddalane. Los frankowiczów ponownie jest zatem w rękach TSUE, ponieważ kolejny sąd, tym razem Sąd Rejonowy dla Warszawy- -Śródmieścia, zadał w tej sprawie pytanie Trybunałowi w Luksemburgu. W przypadku przyjęcia przez Trybunał pytania prejudycjalnego, średni czas oczekiwania na odpowiedź wynosi około dwóch lat.
Ale to już było
Wracając zaś do gorszącego sporu w Sądzie Najwyższym, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że sceny te, powtarzają się w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości. W czasach panowania Augusta III Jędrzej Kitowicz pisał, że sądownictwo miało strzec wolności i równości ogromnej masy szlacheckiej, a okres saski był jednak czasem największego zwyrodnienia. Kitowicz opisywał mechanizm funkcjonowania ówczesnych trybunałów, manipulowanych przez wielkie partie magnackie i służących przede wszystkim grze tych stronnictw, a nie wymiarowi sprawiedliwości. „Sprawiedliwość trojakie miała pobudki – pisał Kitowicz – jedna była podług prawa i sumienia, kiedy sprawa toczyła się między osobami z siebie słabymi i żadnego wsparcia od panów nie mającymi. Druga była kupna i przedajna, tą handlowali deputaci (dawniej – sędziów), z pacjentami bogatymi, wziętymi, reputacją w narodzie mającymi i wszelkich sztuk na zepsucie sumienia sędziowskiego, czyli jak mówią: korupcją, zażyć umiejącymi. Niekoniecznie deputaci samym złotem dawali się przekupywać, szli oni za powabem przyjaźni, za obietnicą wzajemnej przyszłej przysługi i za ponętą podwiki (dawniej – określenie kobiety zamężnej) i pulchnego gorsa, które ojcowie i mężowie mający sprawy do trybunałów jako pewną pomoc słabym na czas dokumentom zwozili. Trzecia sprawiedliwość wypływała od panów trząsających trybunałami. Każdy deputat, który za protekcją utrzymał się przy funkcji, swego protektora stawał się niewolnikiem. Już tam nic nie ważyła ani nowo ofiarowana korupcja, przyjaźń, ani powab urody, ani czystość spraw, ani moc prawa i dokumentów”. Problem uznawania i nieuznawania sędziów w tamtych czasach, został również, opisany bardzo plastycznie przez Kitowicza. Opowiada on o wypróbowanych sposobach uznawania i nieuznawania deputatów, zrzucania niewygodnych spraw z wokandy i przeprowadzania innych poza kolejką, o kupowaniu świadków, o co zresztą było w tamtych czasach najłatwiej. „Na zjazdy trybunalskie zbiegali się jak dziady na odpust bezrolni szlachetkowie, brukowcy, wynajmujący się a to do bójek uniemożliwiających zaprzysiężenie deputatów nie będących po myśli jakiegoś wielkiego pana” – pisał Jędrzej Kitowicz w „Opisie obyczajów za panowania Augusta III”.
Będzie tak jak było?
Profesor Marcin Król w swojej książce, „Byliśmy głupi”, wydanej w 2015 roku, opisując problemy Polski po 1989 roku, uważał, że większość współczesnych problemów bierze się z tych nierozwiązanych w przeszłości. Jako główną bolączkę wskazał biurokrację oraz skandaliczną opieszałość sądów. Czesław Bielecki na łamach „Rzeczpospolitej” pisał w 2020 roku, że zapobieżenie chaosowi, który stał się faktem w wymiarze sprawiedliwości, nie powinno polegać na powrocie rozwiązań funkcjonujących w przeszłości. Istniejące w III Rzeczypospolitej rozwiązania w tym zakresie były w dużej mierze pokłosiem ustaleń Okrągłego Stołu z początku 1989 roku. Strona solidarnościowa zakładała wówczas, że komuniści będą dalej sprawowali władzę i uznała, że w tej sytuacji dużym krokiem naprzód dla zapewnienia niezależności sądownictwa będzie wzmocnienie samorządności sędziów i zagwarantowanie dominującej roli środowiska sędziowskiego w kwestii kooptacji sędziów, ich awansów i odpowiedzialności dyscyplinarnej. Ustalenia Okrągłego Stołu w tym zakresie zostały niejako siłą bezwładności zastosowane w ustawodawstwie niepodległej już Rzeczypospolitej, co w praktyce wykluczyło zasadniczą reformę sądownictwa i weryfikację sędziów. Rozwiązanie, w którym to sędziowie sami decydują o nominacjach sędziowskich, nie jest powszechnie stosowane w Europie i na świecie. Nie jest to również rozwiązanie zdrowe – pisze Czesław Bielecki w tekście: „Zmiany w sądach trzeba planować”. Autor podkreśla, że w systemie demokratycznym opartym na trójpodziale władzy pozostałe władze – a mianowicie ustawodawcza i wykonawcza – nie wybierają się same; podlegają kontroli wyborców oraz kontroli innych władz. Również sędziowie nie powinni wyłącznie sami się wybierać, oceniać, kontrolować i dyscyplinować. Każda władza oparta na kooptacji i niepoddawana zewnętrznej kontroli jest narażona na olbrzymie ryzyko degeneracji – puentuje Bielecki.
Owoce atrofii
Wracając do frankowiczów, kilka lat temu pewien prezes banku, śmiejąc się przy winie, opowiadał, że pewien mecenas obiecał mu, że co prawda nie może obiecać, że wygra sprawę założoną przez kilkuset frankowiczów w postępowaniu grupowym, ale może mu obiecać, że może ona potrwać przynajmniej dziesięć lat. To ,,easy”– miał powiedzieć prezes, co wszyscy mogli usłyszeć na upublicznionej przez TVP taśmie. Na początku przyszłego roku, od złożenia pozwu w tej sprawie (sygn. XXV C 530/14) minie siedem lat. Sprawa wciąż pozostaje na etapie wstępnym w sądzie I instancji.