Podejmowanie przez biuro informacji gospodarczej decyzji o wpisie dłużnika wyłącznie na podstawie stanowiska wierzyciela jest rozwiązaniem złym. Wierzyciel narażony jest bowiem na pokusę zgłoszenia do rejestru przedsiębiorcy również wtedy, kiedy wierzytelność jest sporna.
Zgodnie z obowiązującą od 14 czerwca 2010 r. ustawą o udostępnianiu informacji gospodarczych i wymianie danych gospodarczych niemal wszyscy wierzyciele mogą wpisywać swoich dłużników do rejestrów prowadzonych przez biura informacji gospodarczych. A podstawą takiego wpisu jest tylko umowa wierzyciela z BIG oraz zgłoszenie dłużnika z załącznikiem w postaci wezwania do zapłaty wierzytelności. Tylko od konsumentów ustawodawca wymaga udowodnienia wierzytelności sądowym tytułem wykonawczym.
Wierzyciel przedsiębiorca nie musi okazywać ani faktury lub innego dowodu księgowego dokumentującego zgłaszaną wierzytelność, ani dowodu zaksięgowania takiego dokumentu, ani nawet oświadczenia, że dłużnik wierzytelności nie kwestionuje. Co gorsza, wierzyciel przemilczający istnienie sporu co do zgłaszanej wierzytelności jest bezkarny – nie naraża się w praktyce ani na sankcję cywilną (o odpowiedzialności odszkodowawczej trudno tu mówić), ani na sankcję karną. Wszak art. 48 ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczych i wymianie danych gospodarczych przewiduje czyn zabroniony polegający na podaniu nieprawdziwych danych, ale nikt nie wymaga od wierzyciela informacji o sporach z dłużnikiem. Dlatego należałoby ograniczyć wierzytelności podlegające ujawnieniu do niekwestionowanych. Warto byłoby przy tym oprzeć się na oświadczeniu wierzyciela. Wspólny interes wierzyciela (wywieranie nacisku na dłużnika) i biura informacji gospodarczej (wykonanie odpłatnej umowy z wierzycielem) w dokonywaniu jak największej liczby wpisów będzie przecież skutkował pomijaniem protestów dłużnika.
Rozwiązaniem właściwym z punktu widzenia ochrony interesów osoby wpisywanej jako dłużnik byłby np. obowiązek zwrotu opłaty przez biuro, gdyby wpis okazał się niezasadny. Tymczasem ustawodawca nie przewidział nawet wprost możliwości odmowy wpisu przez BIG na podstawie stanowiska dłużnika. Jedynie z art. 31 pkt 6 ustawy wynika, że biuro usuwa informacje na podstawie uzasadnionej informacji o nieistnieniu zobowiązania. Należy w takim razie uznać, że możliwe jest również zastosowanie tego przepisu w drodze analogii w momencie wpisu. Nie można przecież argumentować, że biuro musi dokonać wpisu, żeby zaraz potem móc go usunąć na podstawie art. 31. pkt 6. Niemniej obawiam się, że tego rodzaju praktyka nie będzie powszechna. Ten bardzo ogólny przepis nie jest bowiem wystarczający dla zapewnienia szybkiej i skutecznej ochrony jednostki przed nierzetelnymi zgłoszeniami go jako nierzetelnego dłużnika. Łatwo sobie wyobrazić argumentację, zgodnie z którą dopiero wyrok ustalający (uzyskany w trybie art. 189 kodeksu postępowania cywilnego), że wierzytelność nie istnieje, jest podstawą wykreślenia dłużnika z rejestru. Tymczasem taki wyrok ustalający musiałaby uzyskać, osoba niesłusznie wpisana do rejestru ponosząc koszty sądowe i wydatki na pomoc prawną. Prowadzenie takiej sprawy wiąże się również ze znacznym ryzykiem procesowym. Sądy bowiem wyjątkowo niechętnie zajmują się sprawami o ustalenie nieistnienia (lub istnienia) prawa. Co więcej, może się zdarzyć, że powództwo o ustalenie nie zostanie uznane przez biuro za wystarczającą podstawę wykreślenia wpisu i pojawi się konieczność wytoczenia kolejnego powództwa, tym razem przymuszającego biuro do tej czynności.
Uważam więc, że przesunięcie ciężaru prowadzenia procesu na osobę zgłaszaną do rejestru każe zapytać o konstytucyjność art. 15 ust. 1 ustawy. Artykuł 47 konstytucji przewiduje bowiem prawo każdego do ochrony prawnej czci i dobrego imienia. Pojęcia te sprecyzował Trybunał Konstytucyjny jako prawo do przedstawienia swego publicznego obrazu (wyr. TK z 12 grudnia 2005 r., K 32/04, OTK-A2005/11/132). A obraz ten w czasie oczekiwania na rozstrzygnięcie powództwa o ustalenie niewątpliwie ulegnie pogorszeniu, często nieodwracalnemu.
Wrażenie niekonstytucyjności art. 15 ust. 1 ustawy pogłębia jeszcze spostrzeżenie, że wobec osób zgłaszanych jako nieuczciwi dłużnicy uchyla on obowiązywanie art. 23 i 24 kodeksu cywilnego, które mówią o ochronie dóbr osobistych. A przecież zgodnie z dorobkiem orzecznictwa powstałym na gruncie tych przepisów „naruszenie czci może […] nastąpić […] przez zarzucenie niewłaściwego postępowania w życiu zawodowym, naruszające dobre imię danej osoby i mogące urazić ją na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu lub innej działalności” (wyr. SN z 9 października 2002 r., IV CKN 1402/00, Lex 78364).
Uzależnienie wpisania kogokolwiek jako dłużnika na podstawie oświadczenia (i kopii wezwania) sporządzonego przez wierzyciela jest zatem rozwiązaniem niedopuszczalnym w państwie prawa. Nie trzeba też wcale bogatej wyobraźni, żeby przewidzieć, że wspólny interes wierzyciela i biura do dokonywania jak największej liczby publikacji będzie skutkował inflacją wartości tych wpisów. I jeśli w odbiorze społecznym zasadność przynajmniej części adnotacji będzie wątpliwa, to ich rola polegająca na piętnowaniu dłużników nieuczciwych lub niewypłacalnych pozostanie niespełniona.
Przy okazji warto wskazać, że od 1997 r. obowiązuje art. 56 ustawy o Krajowym Rejestrze Sądowym. Przewiduje on możliwość wpisania osoby fizycznej do rejestru dłużników niewypłacalnych, jeżeli istnieje przeciwko niej tytuł wykonawczy, a świadczenia nie spełniła mimo wezwania. Przepis ten nie zyskał jednak dużej popularności. Dlatego sceptycznie odnoszę się do możliwości prewencyjnego oddziaływania na dłużników za pomocą innych podobnych rejestrów.
Mariusz Korpa