Aktualności Gazeta Lubuska – Opcje walutowe niczym tsunami zniszczyły wiele firm

29 marca 2010

O opcjach walutowych i ich konsekwencjach dla polskiej gospodarki mówi Władysław Komarnicki, marszałek Lubuskiego Sejmiku Gospodarczego.

– Dziś lubuscy przedsiębiorcy i parlamentarzyści rozmawiali w Międzyrzeczu o tak zwanych opcjach walutowych. Co to takiego?
– To zabezpieczenie kursu euro w transakcjach między przedsiębiorcami i bankami. W teorii miały nas chronić przed wahaniami kursów walut. W pierwszej połowie 2008 roku wiele firm wybrało takie rozwiązanie. Teraz ich właściciele bardzo tego żałują. Opcje walutowe niczym tsunami zniszczyły naszą gospodarkę.

– W jaki sposób?
– Chodzi o to, że wiosną 2008 roku euro oscylowało w granicach od 3,20 do 3,40 złotych. Dlatego wielu przedsiębiorców zgadzało się zabezpieczać transakcje według kursu wynoszącego na przykład 3,45 złotych. Warunkiem było to, że w przypadku osłabienia złotówki mieli płacić podwójnie, albo nawet potrójnie. Nikt tego jednak nie prognozował. Tymczasem późną jesienią euro zaczęło iść w górę do 2009 roku podskoczyło o blisko czterdzieści procent.

– Przecież przedsiębiorcy sami się godzili na te warunki…
– Do umów wprowadzano rozmaite aneksy. Wielomilionowe transakcje zawierano na telefon. Wyłożyli się na tym nawet najlepsi spece od finansów.

– A kto na tym zarobił?
– Trzy instytucje finansowe, które w latach 2008 i 2009 wyprowadziły z kraju rzekę pieniędzy. Niektórzy mówią o kwotach sięgających od 10 do nawet ponad 100 miliardów złotych. Wielu ekspertów twierdzi, że padliśmy ofiarami międzynarodowych spekulantów. Wpierw sztucznie obniżono kurs euro, potem zawarli tysiące kombinowanych transakcji i wywindowano go w kosmos. To był mistrzowsko przeprowadzony zamach na polski kapitał. Należy zaznaczyć, że polskie oddziały banków też na tym straciły, bo musiały spłacać te zaległości swoim centralom. Były tylko pośrednikami i są tak samo poszkodowane, jak przedsiębiorcy.

– Ile lubuskich firm mogło stracić na tych opcjach?
– Nikt tego nie wie, choć skala zjawiska jest porażająca. Osobiście znam kilkudziesięciu przedsiębiorców, którzy wtopili grube pieniądze. Wielu jednak nie występuje do sądów, albo na własną rękę dogadują się z bankowcami.

– Jakie to miało konsekwencje dla naszej gospodarki?
– Katastrofalne. Wiele firm upadło, tysiące boryka się z problemami finansowymi. Gdyby nie opcje, kryzys były znacznie łagodniejszy. Firmy potraciły grube miliony, co wyhamowało całą gospodarkę. I nadal ją hamuje, bo teraz borykamy się z bankami. Dlatego liczymy na wsparcie parlamentarzystów.

– W czym mogliby wam pomóc?
– Wiele firm skierowało sprawy do sądów. Do wyroków jeszcze daleko, ale bankowcy zaczynają już występować o zabezpieczenia komornicze. A wejście komornika do firmy oznacza jej koniec. Dlatego chcemy, że sądy jeszcze przed wydaniem ostatecznego orzeczenia w sporze między przedsiębiorcą i bankiem mogły blokować czynności komornicze na czas procesu. Poza tym należy zmienić nasze prawo gospodarcze. Dla banków choćby i największy przedsiębiorca to zwyczajny klient. Taki sam jak Kowalski pożyczający 500 złotych. System prawny nie reguluje w należyty sposób relacji między nami i bankami.

– Co zamierzacie robić?
– Przygotowaliśmy memorandum w tej sprawie. Wyślemy je do parlamentu i do rządu. Raz na kwartał nasz sejmik będzie wracać do sprawy. Aż do skutku.

– Dziękuje.

Dariusz Brożek
dbrozek@gazetaLubuska.pl

Materiał Żr