Aktualności Rzeczpospolita – Adwokat frankowiczów: projekt prezydenta Dudy dotyczący zwrotu spreadów to zły pomysł

18 sierpnia 2016

Prezydencki projekt ustawy, gwarantujący zwrot spreadów to nie najlepszy pomysł, bo nie wiadomo, czy zamyka prawo do dalszych roszczeń oraz zawiera zapisy, które mogą być uznane za niekonstytucyjne – mówi pełnomocnik procesowy kredytobiorców walutowych w procesach z bankami Mariusz Korpalski.

Frankowicze, skupieni m.in. w Stowarzyszeniu „Stop Bankowemu Bezprawiu” bardzo krytycznie ocenili przygotowanie przez Kancelarię Prezydenta i złożenie w Sejmie projektu, jedynie gwarantującego im zwrot spreadów (opłat, pobieranych przez banki, wynikających z różnicy między kursem kupna i sprzedaży waluty).

Pełnomocnik procesowy frankowiczów, mec. Mariusz Korpalski wskazuje w rozmowie z PAP na największe jego zdaniem wady tego projektu.

Jak pan z punktu widzenia pełnomocnika procesowego frankowiczów ocenia prezydencki projekt ustawy, gwarantujący zwrot spreadów?

Mariusz Korpalski: W projekcie tym najważniejsze jest to, że nie wiadomo, czy zamyka on prawo do dalszych roszczeń, czy nie. Z jednej strony mówi, że nie zamyka dalej idących roszczeń konsumentów, co można rozumieć jako wskazanie prawa m.in. do dochodzenia zwrotu spreadów w pełnym zakresie. Jeżeli jednak już złoży się wniosek o zwrot spreadu, to dalej w sądzie chyba nie można będzie domagać się zwrotu jego pozostałej części. Jeżeli tak, to by znaczyło, że jako kredytobiorca rezygnuję z części roszczeń, które mam, na podstawie tego, że klauzula zastosowana przez bank była sprzecza z prawem. A przecież na podstawie kodeksu cywilnego i przepisów unijnych nie mogę się zrzec tych roszczeń w sytuacji, w której bank dowolnie ustalał spready.

Jak to dowolnie?

W wielu umowach z kredytobiorcami nie był wpisany kurs, na podstawie którego banki będą wyliczać spready. Niejednokrotnie robiły to w sposób dowolny, w żaden sposób nieuzgodniony. Właśnie dlatego te klauzule można uznać za abuzywne, bo łamały one kodeks cywilny i dyrektywę unijną z 1993 roku, mówiące, że klauzule wprowadzające dowolność w wyliczaniu zobowiązań klienta są bezskuteczne. Stąd kilkanaście lat później nie może się pojawić ustawa, która mówi, że jednak w jakimś zakresie te rozliczenia były skuteczne.

Chce pan powiedzieć, że ustawa sankcjonowałaby bezprawie?

Byłaby próbą sankcjonowania bezprawia i jako taka okazałaby się najprawdopodobniej bezskuteczna.

Czy za niekonstytucyjny nie może być uznany też wpisany do projektu limit wysokości kredytu 350 tys. zł, do którego będzie można ubiegać się o zwrot spreadów?

Różnicowanie sytuacji klienta pod względem wysokości kredytu jest sprzeczne z zasadą równości wobec prawa. Nie można powiedzieć, że tego co ma więcej pieniędzy można okraść, a tego kto ma mniej, nie można. Jeżeli już, powinno być odwrotnie, można legalizować naruszenie prawa poniżej jakiejś kwoty, a nie powyżej. Dlatego ten zapis to jest absolutne kuriozum, bo oznacza, że jeśli ukradnę 360 tys. zł, to nie podlegam karze, a jak ukradnę 340 tys. zł, to podlegam.

A zapis dotyczący innego wyliczania spreadów przy kredytach denominowanych i indeksowanych?

Zupełnie tego nie rozumiem, być może trzeba mądrzejszej głowy, by to wyjaśnić. Wydaje mi się, że zasadniczym błędem, który popełniają tu autorzy projektu jest przyjęcie, że kredyt denominowany jest udzielony w walucie obcej. Tymczasem był to kredyt udzielony w walucie polskiej, podobnie jak indeksowany. Już przy okazji tzw. ustawy antyspreadowej z 2011 roku prezesi NBP, ZBP i Sądu Najwyższego zgodnie twierdzili, że kredyty denominowane nie są kredytami walutowymi, podobnie jak nie są nimi kredyty indeksowane. Bo decydować powinna waluta, w której się obrót prawny rzeczywiście ma odbywać. Stąd, moim zdaniem, rozróżnienie w umowach kredytów jako denominowanych lub indeksowanych nie powinno uprawniać do wprowadzenia innego kursu.

Co pan sądzi o propozycji ZBP, by nie wyliczać każdemu klientowi należnego spreadu, bo to długotrwała i skomplikowana procedura, tylko zwracać „uśredniane” spready, np. takie same dla danego banku w jednym roku?

Bywały lata, choćby rok 2008, gdy kursy walut były bardzo zmienne. Dlatego przyjmowanie tego samego przelicznika dla ludzi, którzy wzięli kredyty w styczniu i w lipcu znowu pokrzywdzi jednych kosztem drugich. Tak jak było to przy tzw. „kursie sprawiedliwym” z pierwszego projektu prezydenckiego. Być może takie rozwiązanie miałoby sens, gdyby obejmowało okresy znacznie krótsze niż rok. Ale zawsze przy uśrednianiu mogłoby się pojawić pytanie o zgodność z konstytucją – bo osoba, która wzięła kredyt trzy dni wcześniej dostanie mniej, a ta która wzięła trzy dni później – więcej. I to tylko dlatego, że bankom było coś trudno wyliczyć.

Czyli indywidualne wyliczanie spreadu dla każdego jest lepsze?

Tak, bo to oddaje istotę stosunków umownych, które są stosunkami dwustronnymi. W ogóle w prawie umów istnieje ogólna sankcja negatywna naruszeń prawa – wtedy mówimy że umowa czy klauzula umowna jest nieważna czy bezskuteczna . Ale ingerencja pozytywna i to dokonywana ex post jest bardzo niebezpieczna; bo nie wiemy, czy każdy z klientów i każdy z banków zgodziłyby się w ogóle na zawarcie umowy gdyby wiedział, że za parę lat ustawodawca będzie ujednolicał zwrot spreadów.

Jeśli nie ustawa o zwrocie spreadów, to jak rozwiązać problem frankowiczów?

Moim zdaniem rozwiązaniem byłaby np. ustawa doprecyzowująca, która wskazywałaby, że klauzule w umowach, dowolnie ustalające zwrot spreadów, były od początku nadużyciem prawa. Bo były sprzeczne z dyrektywą unijną 93/13, która w roku 2000 została wprowadzona do kodeksu cywilnego. Bo każda umowa, a w szczególności konsumencka, powinna określać świadczenia stron, ich wysokość, a już przynajmniej obiektywne wskaźniki, jak zobowiązania wyliczać. Tymczasem w wielu umowach z kredytobiorcami używano nie np. tabeli NBP, tylko banku kredytodawcy.

Co taka ustawa dawałaby frankowiczom? Mogliby na jej podstawie dochodzić w sądach nielegalnie pobranych przez banki świadczeń?

Tak. Poza tym gdyby istniała taka ustawa, banki byłyby bardziej skłonne decydować się na ugody z klientami. A tej skłonności obecnie nie wykazują. Ugody nie polegałyby oczywiście na redukcji roszczeń, ale np. rozłożeniu rozliczenia w czasie.

Jak to wpłynęłoby na stabilność finansów państwa?

Jeżeli egzekwowanie zakazu umów nadużywających pozycji przedsiębiorcy i krzywdzących konsumenta byłoby nie do pogodzenia ze stabilnością finansów, to może najlepiej byłoby nic nie robić i liczyć na to, że prędzej czy później sądy sobie z tymi problemami poradzą. Niedługo będzie otwarcie postępowania merytorycznego w trzech sprawach zbiorowych frankowiczów i być może, niestety, trzeba będzie poczekać na rozstrzygnięcia sądowe. Bo rozwiązania ustawowe mogą okazać się niedostępne, z uwagi na to, że ustawodawca ma związane ręce i nie bardzo może ingerować w raz zawarte umowy.

A projekt ustawy o zwrocie spreadów to zły pomysł?

Projekt o zwrocie spreadów to nie jest najlepszy pomysł, bo, tak jak powiedziałem, nie ma jasno zdefiniowanego celu – czy chce zamknąć drogę do dalszych roszczeń, czy nie. Poza tym prowadzi do niczym nie uzasadnionych nierówności.

Rozmawiał Piotr Śmiłowicz, PAP