Czy umowy na kredyty w obcej walucie były zawierane sprzecznie z definicją umowy i prawem bankowym? Coraz więcej osób decyduje się iść do sądu w celu podważenia zapisów swoich umów.
Przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak w lutym na specjalnie zorganizowanej debacie w Senacie odpowiadał na pytania senatorów o kontrolę nadzoru w przypadku udzielania przez banki kredytów denominowanych we szwajcarskich. Sam niczego bankom nie zarzucił, a nadzoru oczywiście bronił, mówiąc, że państwo nie może brać odpowiedzialności za błędne decyzje indywidualnych osób. Ale przyznał, że nie wszystko jest dobrze. Tłumaczenie przewodniczącego KFN, że odnośnie kredytów CHF trzykrotnie wydawane były rekomendacje (S i S1) nie uspokoiły w żaden sposób kredytobiorców, którzy zapewniają, że dziś nie skorzystaliby z instrumentu finansowego zwanego kredytem we frankach szwajcarskich. Już wielu z nich zamiast frustracji wybrało działanie. Pozew grupowy przeciwko Millennium Bank ma zostać złożony jeszcze w maju. Drugi – przeciwko Getin Bankowi już trafił do sądu. Indywidualnych pozwów nie sposób policzyć. W marcu Prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka podczas wystąpienia na Forum Bankowym powiedział do przedstawicieli banków, żeby nie udawali, że kredyty walutowe nie stanowią dla nich problemu i żeby nie kryli faktu, że klienci ich nie spłacają. Radził, by lepiej banki zaproponowały klientom jakieś innowacyjne rozwiązanie, a nie zostawiały problemu na „kolejne 20 lat”. Jego niespodziewane słowa uderzające w banki (nie tylko za kredyty frankowe) na takim wydarzeniu nie były przypadkowe.
W marcu do Kancelarii Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy, która zorganizowała proces zbiorowy przeciwko Millennium każdego dnia zgłaszało się po kilkadziesiąt osób w sprawie związanej z kredytem CHF.
W innym pozwie – przeciwko Getin Bankowi, prowadzonemu przez Kancelarię Komarnicka Korpalski grupa osób zarzuca głównie dowolność w ustalaniu kwoty spłaty (w umowie nie określono ile klient ma spłacać rat kredytu, chociażby w jakim przedziale kwotowym będą one się mieścić), a oprócz tego przerzucenie na klienta całości ryzyka walutowego (ryzyko kursu walutowego i ryzyko spreadu walutowego). Umowa nie określa, ile klient ma oddać bankowi. Głównym skarżącym w pozwie przeciwko Getin jest miejski rzecznik konsumenta w Poznaniu. Kancelaria Komarnicka Korpalski reprezentująca osoby skarżące swoją argumentację opiera na tym, iż dopiero po całym zabiegu przewalutowania klient dowiaduje się, ile raty ma spłacić bankowi. Kredyty walutowe są bowiem kredytami indeksowanymi w waluty obce, ale udzielone w złotych, z tym, że przy spłacie kredytu pojawia się klauzula indeksacyjna, odniesienie do kursu franka (czy też euro). – Naszym zdaniem taka umowa jest niezgodna z definicją umowy kredytu. Art. 69 prawa bankowego mówi, że klient w umowie z góry ma podane jaką kwotę główną dostanie i jaką kwotę główną ma oddać. W kwestionowanych umowach wiadomo, jaką kwotę klient dostaje, ale jaką kwotę główną zwróci klient, tego się z umowy nie dowiemy – mówi mec. Mariusz Korpalski z kancelarii Komarnicka Korpalski.
W oczekiwaniu na wyrok Trybunału Sprawiedliwości
Ten sam problem prawny, dotyczący spreadu i tabeli spreadowej będzie wkrótce przedmiotem wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie C-26/13. Znane już stanowisko Rzecznika Generalnego Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w tej sprawie, które jest stanowiskiem wstępnym, przygotowującym wyrok. Wskazuje ono, mówiąc najogólniej, na krytyczną ocenę takiej praktyki bankowej. Z kolei Trybunał Konstytucyjny Węgier w wyroku z 17 marca wskazał, że nie da się jedynie na podstawie konstytucji stwierdzić, że umowy kredytów walutowych są sprzeczne z zasadami ochrony konsumenta, ale uznał, że można w pewnych sytuacjach narzucić – za pomocą ustawy rozwiązania, które pozwolą na ingerencje ustawodawcy w umowy.
W sprawie przeciwko Getin Bank klienci otrzymywali różne wzorce umowy, a bank działał pod różnymi szyldami. Część z nich złożyła oświadczenia o świadomości ryzyka w przypadku kredytu w obcej walucie, a część nie. Sposobu rozumienia tego ryzyka, ani tego, co pracownik banku tłumaczył klientowi nie było na piśmie. – My uważamy, że nawet, gdyby ktoś był dobrze poinformowany o tym, jakie ryzyko bierze na siebie i dodatkowo wytłumaczono by mu ryzyko spreadowe, związane z tym, że bank może dowolnie ustalić wysokość raty, to niezależnie od tego, jak bardzo byłby informowany, jest to sprzeczne z naturą umowy zobowiązaniowej i postanowienie to, jako takie jest zawsze nieskuteczne. Sąd Najwyższy wyraził to wielokrotnie, nie tylko jeśli chodzi o umowy bankowe, ale także np. umowy sprzedaży czy umowy wekslowe. Każda ze stron musi wiedzieć, do czego jest zobowiązana i znać obiektywny sposób tego wyliczenia. Bez tego nie ma umowy – mówi mec. Mariusz Korpalski.
– Chcemy ustalić, że klienci nadpłacili kredyty CHF i naszym zamierzeniem jest, żeby nadpłatę można było uznać na poczet kolejnych rat. Chodzi o to, by sąd uznał, że klauzula walutowa jest nieważna, a klient powinien oddać to, co wziął – kwotę, oczywiście powiększoną o prowizję banku i oprocentowanie o zmiennej stopie. I zakładamy, że to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz biorąc pod uwagę, że sądy antymonopolowe powiedziały, że te klauzule są abuzywne – mówi mecenas.
Podczas gdy pozew zbiorowy jest nową instytucją procesową, klienci równolegle decydują się na pozwy indywidualne, szczególnie, gdy grozi im egzekucja i chcą się za pomocą takiego pozwu bronić. BTE można obalić wyłącznie w procedurze indywidualnej. Takie postępowanie jest próbą wstrzymania egzekucji, ponieważ sąd może zabezpieczyć powództwo przez wstrzymanie egzekucji z BTE. I w taki sposób zapewne będzie się bronić coraz więcej kredytobiorców, aby nie stracić mieszkań na kredyt, w których mieszkają.
Umowa kredytowa na kwotę niewiadomą
Z kolei w Polsce znana jest niechęć sądów do obalania całych umów. Według prawnika, odnosząc się do zdania Rzecznika Generalnego, który powołuje się na wcześniejsze orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości, można dojść do wniosku, że umowy kredytowe CHF są w ogóle nieważne. Rzecznik generalny doszedł do wniosku, że klauzula walutowa jest nierozerwalnie związana ze świadczeniem głównym – kwotą spłaty i trzeba tę klauzulę traktować jako całość regulacji spłaty; zdaniem rzecznika, nie można oddzielić postanowienia mówiącego, ile klient zaciąga kredytu i potraktować, że jest to również ustalenie kwoty spłaty.
– Jeśli tak, to jeżeli obarczona dowolnością wierzyciela klauzula walutowa jest częścią ustalenia świadczenia głównego jednej ze stron, to mielibyśmy dowolność w określeniu warunków świadczenia głównego, więc umowa z takimi luzami decyzyjnymi nie powinna istnieć. To jest problem, o którym dzisiaj nikt nie mówi. Nie można np. podpisać z kimś umowy sprzedaży nieruchomości i ustalić, że cena tej nieruchomości zostanie ustalona później. Cena musi być ustalona, no albo przynajmniej obiektywnie sprawdzalny sposób ustalenia tej ceny – mówi mecenas Korpalski.
Jednocześnie, Rzecznik Generalny w swoim stanowisku postuluje poszukiwanie przepisów w prawie krajowym, które pozwoliłyby utrzymać taką umowę w mocy i uzupełnić ją z innej strony. To zasadnicze pytanie: czy takie przepisy uzupełniające wolę stron (klienta i banku) w polskim systemie prawa w ogóle istnieją. – Problemy natury prawnej z jakimi mamy do czynienia są fundamentalne i sięgają filozofii prawa prywatnego, dziedziny zupełnie zaniedbanej po roku 1989. Klienci nie są do końca panami swojego losu, bo sąd dopiero teraz ma odkryć ten stan, który mamy od początku nieokreślony – podkreśla mecenas.
Przepisy z 2011 nakazały ustalać wysokości spreadów w odniesieniu do obiektywnych mierników, np. kursu sprzedaży NBP. Ale tu pojawia się problem – jak odnieść to do kredytów, które były zawarte wcześniej. Gdyby ustawodawca takie przepisy wprowadził chociażby w 2005 roku, byłoby łatwiej.
– Bez tła ekonomiczno-społecznego umów bankowych nie sposób prawidłowo ich oceniać od strony prawnej – tłumaczy mec. Korpalski dodając, że w sądzie umowę powinno się rozpatrywać pod kątem nadużyć pozycji silniejszego, a nie stosować literalnie treść podaną przez bank do podpisania. – Tu jest potrzebna ta filozofia prawa, o której mówię: inaczej należy podchodzić do umowy monopolisty, np. dostawcy mediów, inaczej do umowy w sklepie obuwniczym, a jeszcze inaczej do umowy z bankiem, który ma określone prawa, ale i określone obowiązki, który się niejako bliżej „zaprzyjaźnia” z klientem. Na Zachodzie sądy już dawno odeszły od literalnego traktowania umowy i starają się oceniać także jej „tło” – mówi.
Przekrój społeczny osób, które zwróciły się do kancelarii o pomoc w sprawie kredytów frankowych jest bardzo duży. Są to zarówno deweloperzy, którzy wzięli kredyt na prywatne rezydencje, jest też i pani z dzieckiem po rozwodzie, która wzięła kredyt na mieszkanie. – To nie była pewna grupa ludzi, którzy postanowili, że kupią sobie lepsze domy w lepszych dzielnicach – potwierdza rozmówca. – Wiele osób wzięło akurat kredyt z elementem walutowym, bo słyszało, że nie mogą dostać kredytu w złotych. Jednocześnie, ci i inni słyszeli od doradców bankowych, że branie kredytu w złotówkach jest nieracjonalne, bo droższe, a kredyty odnoszące się do franków są tańsze i jednocześnie w pełni bezpieczne, bo – uwaga – jak by nie były bezpieczne, to by KNF nie zgodził się na ich oferowanie. I oczywiście wszystko było ustnie, bo na piśmie bank nie pozostawiał śladów, na piśmie jest tylko umowa – wzorzec bankowy. W 2007 i 2008 kredyty o których mówimy były podstawowym sposobem finansowania nieruchomości mieszkalnych. W drugim i trzecim kwartale 2008 roku udział kredytów z elementem walutowym w nowoudzielanych kredytach hipotecznych dochodził do 80 proc.
Na procesy indywidualne postawiła kancelaria PZ Capital z Warszawy. Każdy klient ma indywidualny problem ze spłatą. Reprezentuje ona m. in. klientkę Deutsche Banku, której grozi utrata dwóch mieszkań, ponieważ jedno z nich wzięła na kredyt, a drugi stanowił hipotekę kredytu. – Działanie banku niewątpliwie stanowiło czynność sprzeczną z dobrymi obyczajami, wytycznymi uczciwego obrotu czy wartościami etycznymi. Ponadto należy uznać, iż przy zawarciu umowy kredytowej doszło do zaburzenia równowagi stron, bowiem to pozwany bank jest na silniejszej pozycji, mogąc kształtować sytuację finansową powodów – mówi Daniel Pawluczuk, prawnik PZ Capital. Mówi, że klienci, zgłaszający się do kancelarii w związku z kredytami CHF to głównie młode małżeństwa zatrudnione na umowę, o pracę o średnich dochodach. – Kredytobiorcy to zazwyczaj też osoby z wyższym wykształceniem, mieszkający w dużych miastach. Zdarzają się jednak osoby zarabiające kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, którym rata kredytu odbiera ponad połowę wynagrodzenia – dodaje. Zwraca uwagę na to, że istnieją instrumenty prawne, które pozwalają na udaremnienie egzekucji z nieruchomości. Zdarzają się nawet komornicy, którzy podpowiadają dłużnikom jak nie dopuścić do sprzedaży nieruchomości.
Mariusz Korpalski z kancelarii Komarcnicka i Korpalski:
Patrząc od strony zjawisk ekonomicznych i społecznych, to mam wrażenie, że w bankach brakuje odpowiedzialności za udzielony kredyt i za los klienta. Za dużo jest tu skupiania się na wynikach sprzedaży, a za mało na długoterminowej współpracy. W przypadku bankowości depozytowo-kredytowej powinno być odwrotnie – bank przyznając zdolność kredytową powinien czuć się odpowiedzialnym za jego spłatę, bo bank ma udzielać „dobrych kredytów”, a unikać złych. Bank przecież reprezentuje interesy deponentów, on ma bezpiecznie oddawać do dyspozycji te depozyty „pod tytułem zwrotnym”, jak mówi prawo bankowe; czyli ma udzielać „dobrych kredytów”. Jak bank sobie pompuje portfel złymi kredytami, nie patrząc, czy klient to będzie mógł spłacić nie za rok, ale za dziesięć lat, to działa wbrew interesom deponentów. Jeżeli bank potem pójdzie do podatnika po pomoc, w ramach ochrony depozytów, czy w ogóle, dlatego że jest za duży żeby upaść, jak ostatnio straszył przewodniczący KNF, to jest to patologia rynku. Bank mając przywileje w prawie administracyjnym (te gwarancje depozytów), i w prawie cywilnym (omijanie procesu przez przywileje egzekucyjne), powinien poczuwać się do jeszcze większych obowiązków, jeszcze większej odpowiedzialności niż ta o której generalnie mówię.
Ewa Tylus
Gazeta Bankowa