Kto ma rację? Prof. Ewa Łętowska twierdząc, że banki przerzuciły na frankowiczów całe ryzyko? Prof. Witold Modzelewski, który twierdzi, że Kredyty frankowe były zakładem bukmacherskim? Czy może bliżej prawdy jest prof. Leszek Balcerowicz, który przekonuje że pomoc dla osób zadłużonych byłaby niemoralna? Frankowicze w Polsce od lat czekają na rozwiązanie ich problemu. Jak dotąd silniejsze okazywały się banki. Jak będzie tym razem? W czwartek (29 kwietnia) Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wyda kluczowy dla frankowiczów wyrok, 11 maja uchwałę ma wydać Sąd Najwyższy – piszą w komentarzu dla Faktu radcy prawni Beata Komarnicka-Nowak i dr Mariusz Korpalski.
Felietonowy atak ekonomistów w sprawie frankowiczów przybrał na sile. Ekonomiczni specjaliści prześcigają się w kreśleniu czarnych scenariuszy, jeśliby doszłoby do masowych zwycięstw w sądach. Na ring publicystyczny wyszli zawodnicy najcięższej kategorii. Prof. Ewa Łętowska po gruntownych analizach prawnych stwierdziła, że to banki zwaliły na frankowiczów całe ryzyko, a teraz mówią ,,widziały gały co brały’’. Polemizuje również z prof. Leszkiem Balcerowiczem, który uważa, że pomoc frankowiczom byłaby niemoralna. Prof. Witold Modzelewski twierdzi, że tak zwane kredyty frankowe nie były żadną pożyczką, lecz rodzajem zakładu bukmacherskiego, który sprzedawano jako kredyt, a w rzeczywistości był toksycznym instrumentem inwestycyjnym. Prof. Robert Gwiazdowski użył ostatnio zgrabnego zabiegu w swoim felietonie w „Rzeczpospolitej” nawiązując do biblijnej arki, tłumacząc jak to jest z pożyczaniem w banku. Na podstawie obietnicy spłaty kredytu przez przykładowego Noego, bank może dalej pożyczać pieniądze innym. W domyśle, jeśli umowa Noego okaże się nieważna, zapłacimy my wszyscy.
O czym nie chcą pamiętać ekonomiści
I tak, trzymając się przykładu z felietonu profesora Gwiazdowskiego, Jan wpłaca depozyt 100 do banku, a bank obiecuje, że odda 5 procent więcej. Żeby ta obietnica mogła zostać zrealizowana, to bank musi te pieniądze pożyczyć komuś innemu na wyższy procent. Pojawia się pan Piotr, który pożycza 100 i obiecuje bankowi oddać 110. Może też pożyczyć pani Helenie to, co obiecał oddać pan Piotr itd. Używając patentu pana profesora, od strony frankowiczów zeznających na salach sądowych całej Polski, wygląda to tak: Kazimierz i Emilia pożyczyli od banku 250 tysięcy. Byli młodzi, bali się dużych zobowiązań, ale ufali bankowi, mając w pamięci zdanie powtarzane przez rodziców, że bank to instytucja zaufania publicznego. W banku też ich zapewniono, że nie ma się czego bać, bo kredyt indeksowany do franka jest bezpieczny, tak jak stabilna jest szwajcarska waluta. Poza tym nie mają i tak wyjścia, ponieważ nie mają zdolności kredytowej w złotówkach. Minęło piętnaście lat i po latach wyrzeczeń Kazimierzowi i Emilii do spłaty pozostało… 300 tysięcy złotych. W tym czasie, na skutek wciąż rosnącego obciążenia, małżeństwo okazało się ruiną, dzieci dorosły i wyprowadziły się, mieszkając przez lata w nigdy niewykończonych pokojach.
Kredyty frankowe przyszły do Polski z… Australii
Pan Kazimierz został sam w mieszkaniu, ponieważ żona popełniła samobójstwo. W pożegnalnym liście napisała, że nie może żyć ze świadomością, że nigdy nie spłacą swoich zobowiązań. On sam jest w trakcie chemioterapii, ale codziennie czyta gazety i dowiaduje się od prezesów banków, ekonomistów, również tych od najsłynniejszych reform, że jest oszustem, bo nie chce spłacać swoich zobowiązań. A przecież wciąż spłaca niespłacalny kredyt, a chciałby tylko tak jak Jan, Piotr i Helena, z felietonu profesora, mieć pewność, że jego zobowiązanie jest możliwe do spłacenia. Czyli, trzymając się dalej przykładów z felietonu, jeśli Piotr pożyczył 100 to odda 110. Ile w końcu zapłaci pan Kazimierz? Nie wie nikt, ponieważ jego kredyt to nie kredyt, tylko instrument finansowy z zaszytym niczym nieograniczonym ryzykiem kursowym oraz tabelą kursową banku, arbitralnie ustalaną przez… ten sam bank. Ostatnio prześladuje go nocami koszmar, że frank jest po 7 złotych. Żałuje też czasami, że nie nauczył swoich dzieci jeździć na nartach, bo mimo że jest wykształconym instruktorem, to nigdy nie było na to czasu, ponieważ pracował na kilku etatach. Takich historii wysłuchać można na salach sądowych tysiące. Jak żyć, Panie Profesorze?
Sąd sądem a sprawiedliwość musi być po stronie banku.
Banki w ostatnim czasie zachowują się jak matka Pawlaka w filmie ,,Sami Swoi’’, mówiąc: to prawda, że było orzeczenie TSUE w sprawie Dziubaków, to prawda, że sądy w Polsce, włącznie z Sądem Najwyższym, powoli, po latach sporów przyznają rację frankowiczom, unieważniając umowy bądź zamieniając kredyt w złotówkowy z LIBOR-em. Ale jeśli to ma być masowy proceder, to nie ma na to ich zgody.
Prezydent pomoże frankowiczom? Ustawa już na biurku
Propozycje rozwiązania ustawowego też się bankom nie podobały. Dlatego do niczego takiego nie doszło. Prezes Związku Banków Polskich oskarża kancelarie prawne o przekłamania i zaciemnienia obrazu. Wniosek z tego stwierdzenia taki, że te procesy to wina prawników. Frankowicze po latach czekania na jakąś sensowną propozycję ze strony swojego państwa oraz po wielu protestach ulicznych, poszli po sprawiedliwość do sądu. Nie należy się dziwić, że poszli tam z prawnikami. Prawo do posiadania pełnomocnika w sądzie to elementarne prawo. Czy prezes banku chodzi do sądu sam czy z prawnikiem? Po abdykacji prezydenta w tej sprawie, to prezes PiS Jarosław Kaczyński miał odwagę powiedzieć ludziom: „Idźcie do sądów, innej drogi nie ma”. To w końcu prawnicy też występowali przed komisjami sejmowymi i senackimi, wspierając organizacje konsumenckie, tłumacząc i proponując sensowne rozwiązania problemu. Ale tutaj też mur bankowy i narracja o końcu świata zrobiły swoje. Tak więc ludzie pozostali sam na sam z sądem.
Miraże i brak szczepionek
W 2004 roku Polska weszła do Unii Europejskiej. Chcieliśmy jak Niemcy mknąć szybkimi samochodami po bezpiecznych autostradach, jeść w dobrych restauracjach jak Francuzi i cieszyć się życiem jak Włosi w pięknych kurortach z nowoczesną infrastrukturą. A przede wszystkim chcieliśmy, po latach tułania się, wynajmowania i gnieżdżenia się w ciasnych klitkach PRL-u, mieć gdzie mieszkać. Wymęczeni komunizmem i szokowymi terapiami profesora Balcerowicza mieliśmy nadzieję, że w końcu dopływamy do bezpiecznego portu. Tymczasem okazało się jak w starym dowcipie. W czasie II wojny światowej Hitler, Stalin i Roosevelt spierają się, kto zwycięży. „Rasa” – mówi Hitler. „Klasa” – odpowiada Stalin. Na to Roosevelt: „kasa”.
Czy byliśmy głupi, ślepi i głusi? Nie wiedzieliśmy, że kapitalizm nie wytworzył skutecznej szczepionki na kolejne afery finansowe, które jak rak toczą stare demokracje?
Chorwackie hektary płatnej reklamy i bankowe lobby
Gazety w Chorwacji opisywały skandal z udziałem banku, który próbował wywrzeć presję na Trybunał Konstytucyjny i sądy w sprawach kredytów frankowych, wynajmując w tym celu agencję PR. Cele, jakie miała osiągnąć agencja, były następujące: zmniejszenie liczby pozwów, podniesienie kwestii współodpowiedzialności banku centralnego za kryzys frankowy. Kolejnym zadaniem agencji miało być wzbudzanie dyskusji na temat wpływu kryzysu frankowego na inwestycje w gospodarce. Najważniejszym zaś było wywarcie presji na Trybunał Konstytucyjny i sądy. Chorwacki Trybunał Konstytucyjny okazał się odporny na naciski już znacznie wcześniej i w 2017 r. odrzucił żądanie banków o uznanie za sprzeczną z konstytucją ustawę o przewalutowaniu kredytów we frankach szwajcarskich. Kosztami przewalutowania zostały całkowicie obciążone banki.
Zima Wasza. Wiosna Nasza?
Po obniżce opłat sądowych, wywalczonej zresztą po latach, wyrokach Trybunału Konstytucyjnego i TSUE wydawało się, że w Polsce widać już światełko w tunelu w postaci wyroków, które uznały te umowy za nieważne. W 2020 i 2021 w końcu ponad 90 procent spraw sądowych zostało wygranych przez frankowiczów. Czy obecna medialna ofensywa banków przyniesie skutek? Już w 2018 r. prawnicy niektórych banków w odpowiedzi na pozew twierdzili, że wygrane frankowiczów w sądach mogą podważyć zaufanie zagranicznych firm do naszej gospodarki i zniechęcić do inwestowania. Trudno uznać te twierdzenia za argumenty prawne.
W Polsce przed nami kolejny wyrok TSUE 29 kwietnia i 11 maja wciąż odkładana uchwała Sądu Najwyższego, która ma stać się zasadą prawną. Jak będzie, zobaczymy.
Autorzy: Beata Komarnicka-Nowak i dr Mariusz Korpalski radcy prawni, wspólnicy w Komarnicka Korpalski Kancelaria Prawna