Aktualności Rzeczpospolita – Bank nie jest bezstronny w …

27 maja 2011

Bank nie jest bezstronny w sprawie określania swoich należności

Zwyczaje bankowe nie mogą być stosowane do ustalania wysokości zobowiązań klienta-przedsiębiorcy

Sąd Okręgowy w Krakowie w wyroku z 21 stycznia 2011 (IX GC 624/09) orzekł o obowiązku zapłaty przez Bank Przemysłowo-Handlowy SA kwoty wyegzekwowanej od spółki z o.o. na podstawie bankowego tytułu egzekucyjnego zaopatrzonego w klauzulę wykonalności, wynikającej z rozliczenia opcji walutowych. Sąd przyjął, że bank w tej sprawie był bezpodstawnie wzbogacony. 

Wyrok ten dotyka przynajmniej czterech istotnych kwestii występujących w umowach banków z przedsiębiorcami i sporach prowadzonych na ich podstawie:

1. ciężaru dowodu w sprawie o zwrot kwot wyegzekwowanych przez bank,

2. dowolności w doprowadzeniu do powstania zobowiązań klienta i ustalaniu wysokości zobowiązań klienta,

3. braku wiążącej mocy zwyczajów rynku finansowego,

4. stosowania przepisów kodeksu cywilnego o ochronie konsumentów do bankowych wzorców umownych w obrocie gospodarczym.

Przerzucenie ciężaru dowodu

Sąd wskazał na problem wspólny dla wszystkich spraw, w których klient banku dochodzi zwrotu kwot wyegzekwowanych w ramach przywilejów bankowych: ciężar dowodu co do przysługiwania roszczenia bankowi. Sąd wskazał, że zgodnie z ogólną zasadą wywodzącą się jeszcze z prawa rzymskiego ciężar dowodu leży nie po stronie osoby, która zaprzecza, a po stronie osoby, która twierdzi.

W tej sprawie twierdzącym o istnieniu zobowiązania klienta jest bank, a zaprzeczającym  klient. To odwrócenie ról procesowych jest zgodne z kolejną ogólnie uznaną zasadą: pozwany w zakresie zarzutów ma obowiązki typowe dla powoda.

Zasady te, oczywiste w procesie cywilnym, bywały nieraz kwestionowane, ze wskazaniem na przywileje bankowe.

Przywoływano przy tym art. 95 prawa bankowego, który każe traktować wyciągi z ksiąg bankowych tak jak dokumenty urzędowe; pomijano jednak, że ten sam art. 95 ogranicza tę cechę wyłącznie do postępowania o wpis hipoteki umownej.

Ostatnio wypowiedział się w tym zakresie Trybunał Konstytucyjny (w wyroku z 15 marca 2011, P 7/09), który stwierdził, że przyznanie dokumentom bankowym mocy dokumentu urzędowego w procesie oznacza niedopuszczalne przerzucenie ciężaru dowodu (ograniczenie wypowiedzi TK do konsumentów nie wynikało z przyjęcia innych reguł w procesie gospodarczym, a z ograniczenia pytania prawnego do umów konsumenckich właśnie).

Przyjęta przez sąd zasada obciążenia pozwanego (banku) w procesie o zwrot bezpodstawnego wzbogacenia dowodem istnienia wierzytelności znalazła już wcześniej potwierdzenie w powołanym przez sąd wyroku Sądu Apelacyjnego w Krakowie z 3 czerwca 2009 (I ACa 444/09).

Za dużo dowolności

Sąd przywołał naturę każdej umowy cywilnoprawnej jako sprzeciwiającą się przyjęciu dowolności w umownym ustalaniu obowiązków stron. Zapewnienie dowolności jednej stronie umowy (bankowi) w ustalaniu wysokości zobowiązań drugiej strony umowy (klientowi) jako sprzeczne z naturą umowy powoduje jej nieważność (art. 353 1 k.c. w zw. z art. 58 § 1 k.c.).

Na początku współpracy przy zawieraniu transakcji  bank nie zażądał od klienta zobowiązań majątkowych na zabezpieczenie potencjalnych zobowiązań klienta. W to miejsce bank przyznał tzw. limit kredytowy.

Wyjaśnić należy, że limit kredytowy to limit potencjalnych zobowiązań klienta, które bank jest skłonny tolerować bez zabezpieczeń majątkowych. Limit kredytowy nie jest uzgadniany z klientem i nie stanowi elementu umowy.

Tu też leży sedno problemu. Bank mógł dokonać w każdym czasie bieżącej wyceny transakcji. Bieżąca wycena transakcji mogła być dokonywana przez bank według algorytmu niewskazanego w umowie, na podstawie danych, które nie były w umowie dostatecznie zindywidualizowane, np. jaki kurs USD/PLN z dnia rozwiązania umowy jest miarodajny.

Przekroczenie przez bieżącą wycenę limitu kredytowego uprawniało bank do żądania natychmiastowego ustanowienia zabezpieczeń majątkowych. Skoro i bieżąca wycena, i limit kredytowy były wielkościami ustalanymi arbitralnie przez bank, to i wysokość żądanych zabezpieczeń majątkowych była dowolna.

Brak tak zażądanych zabezpieczeń majątkowych uprawniał bank do natychmiastowego zamknięcia transakcji i zażądania zapłaty z tego tytułu kwoty zobowiązania wyliczonej przez bank w sposób przyjęty dla bieżącej wyceny. Skoro bieżąca wycena była arbitralna, taka też była wycena powstałych, już nie potencjalnych, zobowiązań klienta.

Sąd uznał, że dowolność wyceny, na którą składa się dowolność algorytmu i dowolność danych podstawianych do tego algorytmu, jest niedopuszczalna w umowie cywilnoprawnej. Sąd dodał, że już samo ustalenie takiej dowolności w umowie powoduje jej nieważność.

Dla takiej oceny istotne jest zapewnienie dowolności bankowi, a nie fakt skorzystania z niej przez bank. Dlatego sąd poprzestał na stwierdzeniu nieważności umowy i nie badał momentu jej wykonania.

Oznacza to, że zdaniem sądu umowa jest nieważna, niezależnie od tego czy do wcześniejszego zamknięcia umowy doszło czy nie doszło. Ważne jest tylko to, że bank mógł transakcję wcześniej zamknąć i arbitralnie wyliczyć zobowiązanie klienta.

Praktyki rynku finansowego

Uzurpowanie sobie przez banki roli swoistej izby obrachunkowej czy rachmistrza następuje z oczywistym naruszeniem zasady równości stron procesu cywilnego (na co wskazał m.in. TK w ww. wyroku).

Problem dowolności w ustalaniu przez banki wysokości zobowiązań klienta wykracza daleko poza problematykę transakcji pochodnych i dotyczy np. spreadów walutowych w umowach kredytowych (na co wskazał np. Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w wyroku z 15 grudnia 2010 w sprawie XVII AmC 426/09; znaczenie tego wyroku bynajmniej nie ogranicza się do umów konsumenckich).

Argument banku o zgodności przyjętego sposobu regulacji praw i obowiązków stron ze zwyczajami bankowymi nie znalazł akceptacji sądu. Bank wykazywał, że zwyczaje bankowe dopuszczają niedookreśloność we wzorcach umownych oraz  że przyjęty algorytm odpowiada zwyczajom bankowym czy szerzej  zwyczajom rynku finansowego.

Sąd przyjął, że zwyczaje bankowe nie mogą być stosowane do ustalania wysokości zobowiązań klienta. Sąd nie rozszerzył tego motywu orzeczenia. Warto więc wskazać na uzasadnienie wyroku SA we Wrocławiu (z 30 grudnia 2010, I ACa 1201/10) zapadłego również na kanwie sporu o zwrot nienależnego świadczenia z tytułu transakcji pochodnej.

SA we Wrocławiu przyjął, że transakcje pochodne jako umowy nienazwane rodzą wyłącznie takie skutki, jakie strony przewidziały w umowie, a jakiekolwiek odesłania do praktyki bankowej lub specyfiki transakcji są niedopuszczalne.

Przypuszczać jedynie można, że obydwa wskazane wyroki wychodzą ze wspólnego założenia: nie można zakładać, że strony obejmowały swoją wolą również zwyczaje bankowe, które klientowi banku mogą w ogóle nie być znane.

Jednolite traktowanie klienta

W ostatnim czasie ujawnia się  niebezpieczna tendencja do dezintegracji prawa cywilnego i rozbicia go na dwie dziedziny: prawa konsumenckiego i gospodarczego. Polega ona na przyjmowaniu wypowiedzi sądów, ustawodawcy lub literatury dotyczących konsumentów jako odwrotności zasad panujących między przedsiębiorcami.

Stosowana tak argumentacja a contrario (z przeciwieństwa) jest oczywistym nadużyciem, której można by poświęcić osobny artykuł. Tak np. już pojawiają się głosy, że ww. wyrok TK oraz wyrok SOKiK oznaczają, że w procesach z przedsiębiorcami banki mogą stosować swoje dokumenty jak dokumenty urzędowe a dowolność w ustalaniu zobowiązań jest jak najbardziej na miejscu.

Zasługą sądu w  omawianej sprawie jest niedanie posłuchu takiej argumentacji i potraktowanie zasad ogólnych jako obowiązujących w całym systemie prawa cywilnego. Sąd zastosował zasadę – choć nie wypowiedział jej –  zgodnie z którą w razie niejasności treści wzorca przyjmuje się jego rozumienie korzystne dla klienta.

Zasada ta jest  sformułowana w kodeksie cywilnym wprost  w stosunku do umów konsumenckich (art. 385 § 2 zd. 2 k.c.). Jednak w powszechnej opinii sądów i literatury jest zasadą powszechną. Do zasady tej odniósł się zresztą również SA we Wrocławiu w  omówionym wyroku.

Komentarz

Zwyczaje co do zasady nie są źródłem prawa, mogą jednak obowiązywać albo mocą umownego odesłania wprost, albo w sposób dorozumiany, albo w końcu na mocy zasad współżycia społecznego (zwyczaj może konkretyzować jedną z tych zasad).

Zwyczaje obowiązujące w pewnej ograniczonej grupie (takie grupy tworzą np. banki, uczestnicy rynku transakcji pochodnych) nie obowiązują poza tą grupą zarówno dlatego, że zwykle nie są znane, jak i dlatego, że nie są poza tą grupą akceptowane (nawet nie ze względu na negatywną ocenę, ale ze względu na brak oceny). Wyjątkiem są tu zbiory zwyczajów takich zamkniętych grup, podane do publicznej wiadomości.

Takie zbiory zwyczajów, najczęściej jako kodeksy dobrych praktyk, mogą być już traktowane jako element umowy banku z klientem. Dygresję o zwyczajach  muszę uzupełnić  uwagą o wyjątkowym traktowaniu tzw. złych zwyczajów, czyli zwyczajów sprzecznych z zasadami współżycia społecznego, które nigdy nie stają się skutecznie elementem umowy.

Pozostaje żywić nadzieję, że omawiany  wyrok stanowi wyraz trwalszej tendencji orzeczniczej, odmawiającej bankom uprzywilejowanej pozycji w umowach i sporach z klientami.

Bank ma wystarczająco silną pozycję faktyczną wynikającą z funkcji finansowania gospodarki oraz przewagi informacyjnej, wizerunkowej i negocjacyjnej, że nie ma powodu, by dodatkowo ją wzmacniać przywilejami kosztem praw klienta.

Trzeba bowiem pamiętać, że przywilej to przesunięcie na wadze Temidy. Tam gdzie jest przywilej, musi być też jego druga strona

27.05.2011, Mariusz Korpalski