Gazeta Prawna, Mariusz Korpalski
Sąd Najwyższy w wyroku z 9 czerwca 2006 r. (IV CK 415/05, Glosa 4/07, str. 15 i nast.) orzekł, że likwidatorzy nie odpowiadają wobec wierzycieli za brak wniosku o ogłoszenie upadłości. Tym samym sytuacja prawna likwidatorów jawi się jako znacząco korzystniejsza od sytuacji członków zarządu. Czy naprawdę wystarczy ogłosić likwidację spółki, żeby wodzić wierzycieli za nos?
Argumentacja wyroku opiera się na: porównaniu przepisu art. 298 dawnego kodeksu handlowego i art. 299 obowiązującego kodeksu spółek handlowych, w którym przy okazji nowego formułowania tego przepisu usunięto słowo likwidatorzy, jak również – na brzmieniu art. 293 k.s.h. (regulującego odpowiedzialność wobec spółki), w którym słowo likwidator pozostało. Zdaniem Sądu Najwyższego takie porównanie starych i nowych przepisów wskazuje na wolę ustawodawcy zachowania odpowiedzialności likwidatorów wobec spółki, a uchylenia – wobec wierzycieli. Sąd Najwyższy dodaje przy tym, że brzmienie art. 280 k.s.h., odsyłające wprost do przepisów o członkach zarządu, jest wadliwe, gdyż nie uwzględnia ww. modyfikacji odpowiedzialności przez art. 299 k.s.h., oraz faktu, że likwidatorzy (zdaniem SN) nie są organem spółki, który pociąga za sobą konieczność stosowania przepisów odpowiednio, a nie wprost.
Trudno się przy tym oprzeć wrażeniu, że przytoczona wyżej wykładnia przepisów została przeprowadzona pod z góry założoną tezę. Ten skomplikowany proces wykładni przepisów prowadzić ma do rozstrzygnięcia zgodnego z naturą procesu likwidacji, która ma być bliższa upadłości niż działalności spółki, w celu dla którego ją powołano. Stwierdzenie to wynika z niezrozumienia procesów gospodarczych prowadzących do likwidacji spółki.
To prawda, że likwidatorzy mają tylko zakończyć interesy spółki i upłynnić majątek. Inne czynności prawne dokonywane przez likwidatorów byłyby nieważne. Jednakże stwierdzenie w konkretnym przypadku, czy czynność jest likwidacyjna czy nie, jest bardzo utrudnione. Wystarczy podać przykład spółki prowadzącej zakład produkcyjny, który potrzebuje stałych zleceń, żeby nie stracić na wartości. W takiej sytuacji podpisywanie nowych umów z klientami jest dopuszczalne, a nawet konieczne. Co więcej, likwidacja spółki może być w każdej chwili przerwana przez stosowną uchwałę wspólników.
Przyrównanie sytuacji likwidatora do sytuacji syndyka, który działa w sytuacji nadzwyczajnej – braku możliwości spłaty długów spółki – jest więc nietrafione. Przypomnieć warto, że upadłość określana jest inaczej jako egzekucja uniwersalna, uzasadniająca pozbawienie wspólników i zarządu wpływu na losy spółki. Pamiętać też należy, że likwidator w sytuacji braku możliwości spłaty długów powinien dopiero złożyć wniosek o upadłość.
Porównując sytuację likwidatora z sytuacją członka zarządu, należy pamiętać też o karnych przepisach prawa handlowego. Artykuł 586 k.s.h., stanowiąc o odpowiedzialności karnej za niezgłoszenie wniosku o upadłość, wymienia zarówno członka zarządu, jak i likwidatora! Podążając tropem wyznaczonym przez Sąd Najwyższy, trzeba dojść do wniosku, że likwidator nieodpowiadający cywilnie za niezgłoszenie upadłości odpowiada za to samo – karnie. Wszelkie argumenty dotyczące odmienności roli likwidatora wobec członka zarządu i przyrównywanie pozycji likwiadatora do syndyka nie mają w takiej sytuacji sensu, skoro likwidator, nie zachowując się jak członek zarządu, odpowiada karnie.
Omawiany wyrok idzie pod prąd dotychczasowych poglądów na temat sytuacji prawnej likwiadatorów. Utrwalenie się takiej wykładni przepisów doprowadziłoby z pewnością do prób unikania odpowiedzialności członków zarządu wobec wierzycieli przez uchwalanie likwidacji (sankcja karna w praktyce niestosowana wobec członków zarządu, nie byłaby odstraszająca dla likwidatorów). Niekonsekwencja regulacji: objęcie odpowiedzialnością karną, w dodatku niestosowaną, i zwolnienie z odpowiedzialności cywilnej spowodowałoby zwyczajnie utratę autorytetu prawa. Pozostaje mieć nadzieję, że istota postępowania likwidacyjnego jako zwyczajnego sposobu zakończenia bytu prawnego spółki pozostanie niezmieniona i wyraźnie oddzielona od istoty postępowania upadłościowego jako sposobu na zminimalizowanie strat wierzycieli spółki. Pozostaje też liczyć, że Sąd Najwyższy w kolejnych orzeczeniach będzie miał okazję ponownego zajęcia się problemem, zdawałoby się nigdy nienastręczającym wątpliwości.