Nie mam kredytu we frankach i do pewnego momentu uważałem frankowiczów za cwane gapy, które postanowiły upaść się na niskim kursie szwajcarskiej waluty. Z czasem dowiedziałem się więcej, z relacji niekiedy naprawdę wstrząsających. Banki, w teorii instytucje zaufania publicznego, grają w tych relacjach rolę posępnego zbira, mającego na celu wyłącznie jak najwyższy zysk. Wiem też, że w potrzasku, w jakim znalazły się tysiące rodaków, dla których kredytu w złotych nie było, za to w obcej walucie jak najbardziej, bezbolesnego wyjścia nie ma.
Tysiące ludzi, skazanych na ubój, jak okrutnie dworowali sobie wtedy bankowi doradcy, płacą i płaczą, mając niekiedy do oddania (?) bankowi dwa razy więcej, niż pożyczyli, choć połowę już oddali. Bez rozgłosu zaczął pracę Rzecznik Finansowy, powołany przez premier Szydło w październiku ub. roku. Rzecznik strzeże interesów obywateli wobec instytucji finansowych. Wielkich banków, małych SKOK-ów, szemranych ambergoldów…
(Zauważmy, że łączy je jedno: chciwość. W jednym przypadku instytucji, w innym klienta). Wartością dodaną do funkcji Rzecznika jest osoba.
Aleksandra Wiktorow nie jest partyjną funkcjonariuszką, mierną, za to wierną.
Jest wybitnym fachowcem od ubezpieczeń społecznych, świetnie rozeznaną w rynku finansowym państwa. Była w Radzie Gospodarczej, jaką utworzył Donald Tusk, w której – jak się domyślamy – siedziała obok Mateusza Morawieckiego, dziś wicepremiera.
W czerwcu Aleksandra Wiktorow starła się ze Związkiem Banków Polskich, instytucją stojącą na straży Świętego Graala, czyli banków, niezależnie od stopnia ich drapieżności. Rzecznik napisała raport o sytuacji frankowiczów, wskazując na nielegalność bądź tylko nieprawidłowość metod stosowanych podczas udzielania kredytów walutowych. Zgodnie z utrwaloną przez długie dwie dekady bezwzględną, korporacyjną lojalnością Związek Banków elegancko odparł Pani Rzecznik, że bredzi. Wtedy Wiktorow napisała więc 24-stronicowy raport, w którym jak dziadzia krowie dowodzi, że kredyty walutowe były i są nieważne z mocy prawa!
Naruszają interesy klientów, a uznaniowe ustalanie przez banki kursów walut czy oprocentowania kredytów jest nielegalne, jak nielegalny jest rabunek z bronią w ręku i gwałt. Jeśli sądy uznają te argumenty, to klauzule waloryzacyjne, garota dusząca kredytobiorcę, zostaną z miejsca uznane za nieważne, gdyż ani kapitał, ani odsetki nie powinny rosnąć ze zmianą kursu obcej waluty.
– Banki powinny zwracać klientom część rat, które ci wpłacali na podstawie zapisów niezgodnych z prawem – powiedziała Wiktorow.
Czyż nie brzmi to jak herezja?
Kilku prezesów banków odmówi pewnie sobie posiłku regeneracyjnego w jakiejś drogiej knajpie, ale dla tysięcy ludzi, z których banki bezlitośnie wysysają płyny ustrojowe, to promyk nadziei i poczucie, że nie są pozostawieni sobie samym. Że jest państwo, które wesprze obywatela, gdy ten popadnie w opresję.
Uwzględnienie konkluzji Rzecznika Finansowego wywołałoby wstrząsy w środowisku banków, a później może i nawet finansowe tsunami, ale radykalnie pomogłoby tysiącom ludzi, do tego ratując polski system bankowy, bo jeśli frank szwajcarski sięgnąłby pułapu 5–5,50 zł, to cały system pada i święty Boże nie pomoże, a co dopiero Związek Banków Polskich.
Komentatorzy uznali raport Aleksandry Wiktorow za najodważniejsze dotąd stanowisko w drażliwej sprawie, w której banki czynią wszystko, by nie stracić paskarskich zysków, a jeśli już gotowe są ustąpić cokolwiek pod presją polityków, to i tak ciężar „ustępstw” spada na barki potępionych. Czyli frankowiczów.
Nie mając za wiele argumentów, jowialny prezes Związku Banków Krzysztof Pietraszkiewicz zarzucił Wiktorow nierzetelność, choć jak można się domyślać, chętnie zarzuciłby jej sznur. Na szyję.
Mecenasa Marcina Szymańskiego, partnera w Kancelarii Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy, zdumiewa zarzut nierzetelności.
– Bankom mogą nie odpowiadać poglądy, ale to nie usprawiedliwia zarzutu. Emocjonalną, a wręcz agresywną argumentacją banki próbują odwrócić uwagę od faktu, że w znakomitej większości umów były nieuczciwe postanowienia, które banki stosowały wbrew zaleceniom Komisji Nadzoru Finansowego.
– Opinia Rzecznika Finansowego na temat kredytów walutowych jest miażdżąca dla banków – mówi mecenas Beata Komarnicka-Nowak z Kancelarii Prawnej Komarnicka Korpalski.
– Jeśli rzecznik ma rację, to banki nie miały prawa wtedy udzielać kredytów walutowych. Owszem, są wyroki sądowe, świadczące na korzyść bankowców, ale to stan sprzed publikacji raportu. Raport jest pierwszym tak szerokim kompendium wiedzy o kredytach walutowych. Sędziowie do tej pory byli skazani na samodzielne poszukiwanie wiedzy w tym zakresie, dziś już tak nie jest. To nowa jakość.
Na Związek Banków i jego ekspercką rzetelność utyskują też prawnicy prezydenta, pracujący nad projektem ustawy, mającej coraz bardziej zdesperowanym frankowiczom pomóc. – Propozycja rozwiązania problemu przedstawiona przez Związek jest dla nas głęboko niesatysfakcjonująca. Problem frankowiczów, tkwiących w potrzasku, a zwabionych przez pazerność banków, będą pewnie rozstrzygały sądy. Mając wreszcie w ręku fachową ekspertyzę, której nie firmuje Związek Banków Polskich, sędziowie będą mogli orzekać w interesie frankowiczów. Czyli sprawiedliwie.
Henryk Martenka „Angora” nr 29/2016