Społeczeństwo jest dziś mniej skłonne do wyrzeczeń, a świadomość prawna na szczęście rośnie. I trudno o akceptację dla terapii szokowych – zauważa prawnik.
Przez całą Polskę przetacza się od kilkunastu dni dyskusja o kredytach frankowych. Ostatnio głos zabrał prof. Balcerowicz: ,,Pomoc frankowiczom byłaby niemoralna. Przecież zaciąganie kredytów mieszkaniowych nie jest obowiązkiem. Biorąc je, mogli iść na mniejsze ryzyko, wybierając pożyczki złotowe”. Tylko część wypowiedzi profesora jest prawdziwa, a mianowicie ta, że kredyt mieszkaniowy nie jest obowiązkiem. Nie sposób się zgodzić, że ewentualna pomoc ze strony państwa byłaby niemoralna.
Były wiceminister finansów Witold Modzelewski twierdzi z kolei, że tzw. kredyty frankowe nie były żadną pożyczką, lecz rodzajem zakładu bukmacherskiego, toksycznym instrumentem inwestycyjnym. Jeśli rację ma współtwórca Instytutu Studiów Podatkowych, to umowy są nieważne albo nie istnieją.
Ważna, jeśli określa
Pozwy zbiorowe przeciwko niektórym bankom są już w sądzie, a przeciwko wielu innym formują się grupy klientów. Batalia będzie trwała latami, ale początki są zachęcające. W procesach antymonopolowych sądy orzekły, że klauzule indeksacji walutowej, odsyłające do tabel kursowych ustalanych jednostronnie przez bank kredytujący, są abuzywne, to znaczy sprzeczne z dobrymi obyczajami i bezskuteczne w stosunku do konsumenta. Znamy już też kilka orzeczeń, co prawda pierwszej instancji, o bezskuteczności bankowych tytułów egzekucyjnych wydanych w sprawach kredytów frankowych.
Pozew zasadniczo powinien dotyczyć określenia, że dowolność ustalania kursu przeliczenia kwoty kredytu według kursu kupna, a raty kredytu według kursu sprzedaży banku oznacza nieistnienie bądź nieważność albo całej umowy kredytu, albo tylko klauzuli indeksacyjnej. Dziś nie wiemy, czy sądy przyjmą, że umowy i rozliczenia są w całości skuteczne, czy też że umowy są w całości nieważne. Są jednak duże szanse na przyjęcie, że są nieważne, bo żeby jakakolwiek umowa była ważna, musi określać wysokość świadczenia wprost lub poprzez odesłanie do obiektywnych kryteriów. Skoro wiemy już, że tabela banku nie jest kryterium obiektywnym, to znaczy, że klient nie może obliczyć na podstawie umowy, ile kredytu ma spłacać. To wszystko jest więc sprzeczne z definicją kredytu, która powinna określać zarówno wysokość kredytu wypłacanego, jak i spłacanego.
Polityczna mgła i dziennikarze z kredytem
O ile szanse prawne na wygranie procesu z bankiem są spore, o tyle propozycje władzy jak dotąd niejasne. Jeszcze rok temu przedstawiciele resortu finansów i Komisji Nadzoru Finansowego podczas posiedzenia Senatu twierdzili, że pomoc osobom, które zaciągnęły kredyty mieszkaniowe we frankach szwajcarskich, nie jest konieczna, a przewalutowanie wszystkich takich kredytów zdestabilizowałoby polski system finansowy. Dziś twierdzą zupełnie coś innego. Długo oczekiwane wystąpienie wicepremiera Piechocińskiego można określić jako propozycję złożoną osobie w trakcie zawału serca, aby – zamiast poddania się szybkiej reanimacji – szeroko otworzyła okno. Zastanawiający, a jednocześnie niepokojący jest ten brak kultury myślenia strategicznego. Nie wiemy, kto pracował nad propozycjami rządu, nie wiemy, czy eksperci brali pod uwagę rozwiązanie węgierskie. Nie przedstawiono do tej pory żadnej symulacji obliczeń. Gdzie jest konkretny projekt ustawy, też nie wiemy. Dziś dyskusje dziennikarzy w mediach często rozpoczynają się od słów: jestem z „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka”, „Polityki” itd. i mam kredyt we frankach. Niektórzy z nich też zmienili zdanie. Jeszcze rok temu wielu krytykowało ustawę Orbana o przewalutowaniu kredytów na forinty. Dziś uważają, że będą się z uwagą przyglądać sytuacji na Węgrzech. Dochodzi też czasami do kuriozalnych sytuacji, na przykład w trakcie debaty radiowej ekspert okazuje się byłym bankowcem udzielającym wcześniej kredytów we frankach.
Poszukiwany, poszukiwana
W cieniu tych debat toczy się walka o znalezienie rzecznika praw konsumenta, który mógłby wystąpić w roli reprezentanta grupy, czyli poszkodowanych w procesie zbiorowym.
Zadłużonym często nie wystarcza już na obsługę rat, a co dopiero na koszty sądowe. Udział rzecznika zwalnia od wniesienia opłaty od pozwu, a suma jest niebagatelna – 100 tys. zł. Tymczasem poza nielicznymi wyjątkami dzwoniący prawnicy słyszą: nie mam czasu, nie znam się, mam tylko ćwierć etatu, nie jestem prawnikiem, to skomplikowane, proszę dzwonić do innych rzeczników, dlaczego ja? Tomasz Sadlik, szef Pro Futuris, wystosował nawet do rzecznika praw obywatelskich pytanie: Czy rzecznik praw konsumenta ma prawo odmówić konsumentom pomocy w procesie zbiorowym. Odpowiedź przyszła cokolwiek lakoniczna: Do zadań powiatowego rzecznika konsumentów, zgodnie z ustawą o ochronie konkurencji i konsumentów należy nie tylko zapewnienie bezpłatnego poradnictwa konsumenckiego i informacji prawnej w zakresie ochrony interesów konsumentów, ale również wytaczanie powództwa na rzecz konsumenta. Poszukiwania trwają.
Kres kapitalizmu?
Tymczasem zrozpaczeni ludzie wyszli na ulice. Nie wydaje się, aby 500 tys. osób doznało chwilowej halucynacji, podpisując umowę z bankiem. Były prezes Banku Pekao Jan Krzysztof Bielecki powiedział: ,,Moja odpowiedzialność jako prezesa banku – który ma to wszystko w małym palcu – jest większa niż Kowalskiego, który może być świetnym informatykiem, murarzem czy biologiem, ale nie zna się na kursie franka. On widzi reklamę: weź najtańszy, najbezpieczniejszy kredyt na świecie. I nie obroni się przed reklamą. Bo wymyślają ją najlepsi na rynku spece od technik marketingowych”. Były szef Rady Gospodarczej rządu Donalda Tuska stwierdził także: ,,Wielbiciele wolnego rynku muszą uwzględniać drugą wartość – odpowiedzialność. Bez tego nie ma kapitalizmu. On nie przetrwa'”.
Wiatr zmian znów wieje, a profesor Balcerowicz chyba nie uzyska już akceptacji dla swoich terapii szokowych. Społeczeństwo jest dziś mniej skłonne do wyrzeczeń, a świadomość prawna na szczęście coraz większa.
Beata Komarnicka-Nowak
radca prawny w Komarnicka Korpalski Kancelaria Prawna